á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Zacznę od pozytywów, do których na pewno należy relacja głównej bohaterki z przyjaciółką oraz ojcem. Ta pierwsza była tak mało rozwinięta... Naprawdę szkoda, że autorka nie poświęciła więcej czasu na pokazanie tej bohaterki, (...) szczególnie że odegrała główną rolę w punkcie kulminacyjnym historii. Sceny, w których Allison i Esben próbują dotrzeć do umierającej Steffi są zdecydowanie najlepsze w całej książce, wraz z wzruszającym momentem jej śmierci, który sprawił że uroniłam kilka łez.
Drugim pozytywem jest ojciec Allison, który był momentami jedynym powodem, dla których warto było przebrnąć przez nudne rozdziały. Widać, że ta postać jest świetnie rozpisana, nie jest nudna, i działa zarówno jako "rozrywkowy" zapychacz, jak i powód do głębszych rozmyśleń bohaterki.
I na tym w zasadzie zakończyłabym wymienianie pozytywów. Cała reszta, na czele z Allison i jej ukochanym, to tragedia. Ich relacja jest przerysowana, pełna klisz i żenujących momentów. Sam Esben to chłopak wyraźnie wyidealizowany w oczach głównej bohaterki (i autorki), nie mający żadnych wad, będący po prostu tym popularnym, przystojnym, lubianym chłopakiem który wyciągnie Allison - szarą myszkę z jej depresyjnych myśli. Moment ich drugiego w zasadzie spotkania, czyli tytułowe "180 sekund", dla mnie w ogóle nie był romantyczny, a myślę że w to cełowała autorka. Allison i Esben padają sobie w ramiona po trzech minutach, po czym po dwóch następnych rozdziałach są już zakochana parą wyznająca sobie miłość? Brakowało mi tu jakiegokolwiek budowania relacji między nimi.
Kolejnym dużym problemem był natłok spraw, które autorka próbowała poruszyć. Mamy tutaj gwalt, próbę gwałtu, nowotwór, osierocenie, rodziny zastępcze, odrzuconego ojca-geja, depresję i wiele innych problemów, które autorka dosłownie "wrzucała" do książki, mając nadzieję moim zdaniem zapchać strony, bo chyba nie miała pomysłu co z tą książką zrobić. Ten sam problem mam z postaciami drugoplanowymi, które w większości znamy tylko po imieniu, takie jak Carmen czy koledzy Esbena.
Przeczytałam, a raczej przemeczyłam tą książkę. Końcowe rozdziały sprawiły, że nawet ją doceniłam. Ale czy to jest warte przebrnięcia przez te 200+ stron? Nie sądzę. Dlatego też nie polecam.